Australijscy obrońcy praw zwierząt skupili na sobie w zeszłym miesiącu uwagę mediów z całego świata, w tym Polski. Aktywiści przeprowadzili tego dnia zorganizowaną akcję w kilku miejscach, między innymi w Melbourne. Brzmi jakby osiągnęli sukces? Niestety w tym przypadku efekt będzie raczej odwrotny do zamierzonego.
Celem protestujących było zwrócenie uwagi na problemy związane z przemysłową hodowlą zwierząt. Na trzymanych przez nich tablicach widniała zachęta do wejścia na stronę filmu dokumentalnego „Dominion”. Sam dokument ma ogromny potencjał: jest zrealizowany na wysokim poziomie i z wykorzystaniem nowoczesnych technik, jak filmowanie dronami, a udział w nim wzięło kilka znanych osób, m.in. Joaquin Phoenix, Rooney Mara, Sia, czy Kat Von D.
Uwaga od redakcji: klip zawiera drastyczne zdjęcia.
Jednak sposób zwrócenia uwagi, jaki wybrali organizatorzy akcji, w mojej opinii nie tylko całkowicie przyćmi jakikolwiek przekaz, który próbowali rozpowszechnić, ale co gorsza – skutecznie zniechęci każdego, kto zetknie się z relacją na ten temat zarówno do wegan jako grupy, jak i samej idei praw zwierząt.
Organizacja Aussie Farms, która prawdopodobnie stoi za całym zamieszaniem, wśród kluczowych dla siebie zasad wymienia m.in. ciągłe dążenie do zwiększania efektywności swoich działań i niezgodę na wszelkie formy przemocy (zarówno wobec ludzkich, jak i pozaludzkich zwierząt), a także szacunek do wszystkich żywych stworzeń, niezależnie od gatunku, wieku, wiary itd. Zablokowanie w godzinach porannych jednego z głównych skrzyżowań w drugim pod względem wielkości mieście Australii i przykucie się do maszyn w kilku z prawdopodobnie tysięcy funkcjonujących w tym kraju rzeźni, nie tylko stanowi formę przemocy, ale także dowodzi braku szacunku do innych żyjących w Melbourne ludzi (większość z nich raczej je zwierzęta, a mimo tego może być całkiem porządnymi obywatelami). Przede wszystkim jednak nie jest efektywne.
Samo utrudnianie życia mieszkańcom miast to nieodłączny element w zasadzie wszystkich demonstracji i najczęściej nikt (racjonalnie myślący i na elementarnym poziomie świadomości obywatelskiej) nie kwestionuje zasadności takich działań. Nawet włamanie się na fermę będzie usprawiedliwione, jeśli np. w wyniku tego wejdzie się w posiadanie materiałów filmowych, dokumentujących cierpienie zwierząt i okrutne warunki, w jakich są przetrzymywane. To zresztą ogromna zasługa filmu „Dominion”, jak i samej organizacji, która ma w swoich zasobach dużo zdjęć i filmów pokazujących, jak wygląda życie zwierząt na fermach.
Jednak w tym przypadku grupki kilku osób zablokowały ruch na jednym z głównych skrzyżowań i włamały się do rzeźni, aby nakłonić do… obejrzenia filmu. Nie sądzę, żeby ktokolwiek poczuł się zachęcony. Co jednak ważniejsze, w głowach wszystkich, którzy się z nimi zetknęli (bezpośrednio lub w mediach), pozostanie obraz nieracjonalnych i niewzbudzających sympatii wegan, usiłujących narzucić wszystkim wokół swoje poglądy siłą, a nie argumentacją. Utrwali się jednym słowem wizerunek wege-terrorysty – zwłaszcza, że sam premier zapowiedział poparcie dla każdego, kto będzie próbował pociągnąć uczestników akcji do odpowiedzialności prawnej.
I to rodzi jeszcze poważniejszą obawę. Zarówno Stany Zjednoczone, jak i Australia eksperymentują z tzw. ag-gags – ustawami, które mają na celu ograniczenie prawa aktywistów do dokumentowania tego, co dzieje się za murami ferm. Akcje podobne do zorganizowanej w poniedziałkowy poranek w Melbourne mogą stanowić doskonałą pożywkę dla każdego, kto chce lobbować za tego typu zmianami. Włamanie się na fermę po to, żeby uniemożliwić uruchomienie maszyn może więc sprawić, że włamywanie się na fermę w celu, który faktycznie będzie uzasadniony ważnym interesem społecznym – udokumentowania i ujawnienia cierpienia zwierząt – będzie groziło dużo poważniejszymi konsekwencjami. To dawanie broni do ręki przemysłowi, który i tak dysponuje ogromnymi możliwościami i środkami na dyskredytację wszelkich oponentów.
Czy więc bardziej opłaca się zatrzymać na kilka godzin mikroskopijny odsetek maszyn pracujących non stop dla przemysłu mięsnego, czy gromadzić materiały na kolejną część filmu „Dominion”? Promować film, wkurzając wszystkich w mieście, czy zorganizować w tym samym mieście szereg projekcji i dyskusji? Aktywiści skandowali w trakcie wydarzenia hasła w klasycznym schemacie: „Czego chcemy?”, „Wyzwolenia zwierząt”, „Kiedy?”, „Teraz”. Intuicja podpowiada mi, że ich akcja oddaliła ten oczekiwany moment o kawał czasu.
Autor wypowiedzi: Anna Iżyńska, specjalistka ds. komunikacji.
Inne wypowiedzi ekspertki znajdują się TUTAJ.
nazwa kategorii: Kreacje / printy
CZYTAJ TEŻ:
-
19.11.2024
Drzewo Roku 2025 – zgłoszenia do końca listopada!
-
15.11.2024
„Moje czarne szczęście” już w sprzedaży w Biedronce
-
11.11.2024
Te kampanie społeczne dostały Effie!
-
10.11.2024
MAMY czas na zdrowie?
-
06.11.2024
Nie miej tego w d*pie
-
05.11.2024
Faceci nie chcą kwiatów