Kobieta próbując się wydostać z objęć mężczyzny powtarza "Nie!", ale jej głos został wyciszony i zniekształcony. Widz jednak może zmienić tę sytuację.
Twórcy kampanii No means no (Nie znaczy nie) postanowili sprawdzić poczucie sprawiedliwości Norwegów i sprawić, by rząd przestał być głuchy na krzywdę kobiet. W spocie przedstawiono typową sytuację, w której dwoje ludzi poznaje się na imprezie i coraz bardziej do siebie lgnie. Szczęśliwi, zauroczeni bawią się razem świetnie. Atmosfera i muzyka zmieniają się jednak diametralnie, gdy chłopak zamyka za dziewczyną na klucz drzwi do sypialni. Ona nerwowo spogląda ku wyjściu, jest spięta i wyraźnie nie ma ochoty na nic więcej niż pocałunek. Chłopak zachęca, by położyła się obok niego. Wtedy zaczyna się koszmar, a jej protestów nie słychać.
W tym momencie akcja spotu, przygotowanego na zlecenie norweskiego oddziału Amnesty International, urywa się. Obraz staje się rozmyty, słychać tylko nieme protesty dziewczyny, a na ekranie pojawiają się informacje “It doesn’t matter what she says. A NO should be enough. Norwegian woman and Amnesty need your help to change the law. Please sign the petition” (Nieważne, co ona mówi. NIE powinno wystarczyć. Norweżki i Amnesty potrzebują twojej pomocy, by zmienić prawo. Proszę, podpisz petycję).
Spot, zintegrowany z platformą do podpisywania petycji, został skonstruowany w ten sposób, by widz mógł sam ocenić czy dana sytuacja jest jego zdaniem gwałtem, czy nie. Kiedy klika, by podpisać się pod petycją apelującą do norweskiego rządu o zmianę obowiązującego prawa, przywraca dziewczynie głos i chłopak natychmiast przestaje ją dotykać. Dziewczyna uśmiecha się skołowana i z niedowierzaniem zauważa, że wszystko jest w porządku. Zapewne czuje się tak, jakby obudziła się ze złego snu. Do gwałtu w rzeczywistości nie doszło.
Wideo pokazuje nie tylko jak łatwo paść ofiarą nadużycia i jak trudno się obronić, gdy zostaje się pozbawionym głosu. W dobitny sposób przedstawia również rażące uchybienia w norweskim prawie.
Szacuje się, że rocznie w Norwegii ofiarą gwałtu lub jego usiłowania zostaje od 8 do 16 tysięcy kobiet. Jednak stosunek płciowy bez zgody kobiety nie jest uznawany w tym kraju za gwałt nawet wtedy, gdy kobieta protestuje. Aby sprawcę ukarano, ofiara musi udowodnić, że użyto przeciwko niej przemocy fizycznej lub zastraszenia. Samo słowo „Nie!” nie wystarczy.
Ponieważ Norwegia jest sygnatariuszem Konwencji ONZ w sprawie Likwidacji Wszelkich Form Dyskryminacji Wobec Kobiet (CEDAW), władze państwa są zobowiązane do zapobiegania, ścigania i karania wszelkich form przemocy, w tym gwałtu, oraz do zapewnienia ofiarom rehabilitacji i odszkodowania. Niestety przepisy prawne zawarte w norweskim Kodeksie Cywilnym wciąż nie są spójne z międzynarodowymi standardami. Według raportu Amnesty International, 84% spraw o gwałt zostaje zamkniętych zanim trafi do sądu, a 36% rozpraw kończy się uniewinnieniem oskarżonego.
W imieniu Norweżek postanowiła przemówić organizacja Amnesty International, stawiając w listopadzie 2012 r. konkretne wymagania rządowi – zmianę prawa tak, aby gwałt definiowany był jako stosunek płciowy, który odbył się bez wyraźnej zgody partnerki oraz wprowadzenie do szkół obowiązkowych zajęć z zakresu nadużyć seksualnych i gwałtu.
Informacje o petycji i kampanii pojawiły się na pierwszych stronach norweskich gazet oraz w programach czołowych stacji telewizyjnych. Amnesty zebrała ponad 50 tysięcy podpisów. Po 8 miesiącach nastąpił przełom. W wywiadzie dla dziennikarki wiadomości NRK, minister sprawiedliwości Grete Faremo przyznała, że szykują się zmiany w obowiązującym prawie: „Chcemy sprecyzować przepisy i ustalić jednoznacznie, co powinno być definiowane jako przyzwolenie na stosunek”.
Małgorzata Szwarc
nazwa kategorii: Kreacje / printy
CZYTAJ TEŻ:
-
21.11.2024
Gwiazdka dla bezdomniaków
-
10.11.2024
MAMY czas na zdrowie?
-
06.11.2024
Nie miej tego w d*pie
-
05.11.2024
Faceci nie chcą kwiatów
-
04.11.2024
Nie chcesz trafić do tego dołka
-
31.10.2024
Poszły z dymem