Od pewnego czasu można zaobserwować modę na ekologiczny styl życia wśród hollywodzkich celebrytów. Leonardo DiCaprio zapoczątkował trend na jazdę samochodami z napędem hybrydowym. Za jego przykładem poszła Julia Roberts, Paris Hilton czy Danny deVito. Orlando Bloom posiada dom oszklony panelami słonecznymi. Scarlett Johansson zachęcała w reklamie do recyklingu zużytych telefonów komórkowych, wspiera też Rainforest Foundation. Przykłady można by mnożyć. Nasuwa się pytanie: jeśli aktorzy potrafią żyć w sposób przyjazny środowisku, czy jest możliwe zrealizowanie takiego filmu? Okazuje się, że można, a nawet już to zrobiono. Pierwszym filmem, który wyprodukowano ekologicznie jest obraz Sama Mendesa „Para na życie” (tytuł oryginału „Away we go”), który wszedł na polskie ekrany 11 lutego br. (światowa premiera miała miejsce 5 czerwca 2009 roku).
Bohaterami filmu jest para z kilkuletnim stażem: Burt Farlander i Verona de Tessant. Kiedy Verona jest w 6 miesiącu ciąży, wraz z Burtem wybiera się do jego rodziców. Ci planują wyjechać do Belgii i spędzić tam dwa lata. Kiedy młodzi dowiadują się o tym, dochodzą do wniosku, że nic nie trzyma ich w obecnym miejscu zamieszkania. Oboje stają przed trudnym dla nich zadaniem znalezienia nowego domu oraz zbudowania szczęśliwej rodziny. Dlatego ruszają w podróż przez USA.
Wprowadzenie w życie idei filmu przyjaznego środowisku było możliwe dzięki producentce wykonawczej, a jednocześnie ekolog – Mary Jo Winkler: – W ostatnich latach stałam się szczególnie wyczulona na kwestię wpływu produkcji filmowych na naturalne otoczenie. Podczas pracy nad trzema obrazami skupiałam się szczególnie na sposobach, dzięki którym możemy uczynić realizację filmów bardziej przyjazną środowisku. Za każdym razem, kiedy kończę produkcję, mam listę inicjatyw, które chcę przeprowadzić przy następnej, aby zredukować negatywne czynniki wpływające na środowisko – mówi. Winkler otrzymała propozycję od Earthquake/Green Media Solutions, aby objąć badaniem pilotażowym film „Para na życie”. Na podstawie analizy powstał specjalny raport pod tytułem „Away we go: a Pilot Study on Suistanable Film”. Celami pilotażu był przede wszystkim pomiar i redukcja emisji dwutlenku węgla oraz zmniejszenie innych czynników, które szkodliwie wpływają na środowisko w czasie realizacji filmu. W międzyczasie pojawił się także trzeci cel: pobudzenie świadomości osób pracujących w przemyśle filmowym, tak aby byli w stanie podejmować działania z zakresie ekologicznej produkcji.
Wybrano cztery obszary, w których podjęto konkretne działania. W kwestii transportu ograniczono liczbę miejsc, w których kręcono sceny, aby jak najmniej korzystać ze środków komunikacji. Wynajęto pojazdy z napędem hybrydowym i zmniejszono czas pracy silników na tzw. biegu jałowym. Wynajęto 150 samochodów z tego rodzaju napędem, a użycie ich pozwoliło zaoszczędzić od 15-41 dolarów za każdy z nich. Kiedy korzystanie z nich było niemożliwe, wykorzystywano samochody kompaktowe oraz transport publiczny.
Podjęto też odpowiednie kroki w kwestii użytkowania energii. Wykorzystano alternatywne źródła – tzw. biopaliwa produkowane m.in. z oleju sojowego. Biopaliwa okazały się emitować o 7% mniej węgla na jednostkę niż zwykły olej napędowy. Ostatecznie 36,6% całości wszystkich używanych paliw stanowiły mieszane biopaliwa, co przyniosło także wymierny skutek finansowy w postaci zaoszczędzenia 33 tysięcy dolarów. Samochody z napędem hybrydowym zużywały 45% ilości paliwa, która jest potrzebna tradycyjnym samochodom. Używano także niskoenergetycznych pralek i suszarek. Korzystano z baterii wielokrotnego użytku, dbano o ich odpowiednia utylizację
W sprawie utylizacji odpadów zatrudniono specjalistów od recyclingu oraz segregowano pozostałości. W Connecticut – najważniejszym miejscu produkcji filmu – z 53,991 funtów odpadów 19,986 wykorzystano na kompost, a 6,361 poddano recyclingowi – łącznie daje to 49% ekologicznie wykorzystanych odpadów.
W ekologiczny sposób obchodzono się także z materiałami planu filmowego – starano się używać farb i materiałów z niską zawartością lotnych związków organicznych, a po zakończeniu planu filmowego oddano je organizacjom, które mogły zrobić z nich użytek. Wyprodukowano specjalne butelki z aluminium, które regularnie zapełniano. Dzięki temu ekipa uniknęła zużycia 14 tys. plastikowych butelek. Kupowano ekologiczną żywność z lokalnych farm; plastikowe naczynia zastąpiono biodegradowalną zastawą opartą na materiałach z cukru i kukurydzy. W biurach używano oszczędnie drukarek i kserokopiarek, a także korzystano z zastawy ceramicznej ze stali nierdzewnej.
Cała idea jest bardzo szlachetna, niemniej jednak działanie to może wzbudzić pewne wątpliwości co do czystości intencji ekipy, która zgodziła się na udział w eksperymencie. Czy to nowy ekotrend czy tylko kolejny przejaw mody na bycie eko? – Nie sądzę, żeby to była jakaś szersza skala, raczej to jest jakaś moda, co oczywiście może się zmienić – mówi Marcin Łunkiewicz, producent i założyciel studia filmowego Zielony Pomidor. Rzeczywiście, trudno mówić o nowym trendzie, zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że to nie reżyser, ale konkretna organizacja zaproponowała ten sposób realizacji filmu, co w dużej mierze miało charakter testowy. O szerszym trendzie można by mówić, gdyby inni reżyserzy i producenci poszli za przykładem Winkler i zaczęli produkcję filmów w podobny sposób, oczywiście z powodu troski o środowisko. Trudno powiedzieć, na ile ekipą kierowała właśnie ta troska, a na ile chęć uzyskania dodatkowej reklamy nowego obrazu. Gwiazdy Hollywoodu zazwyczaj są posądzane – często całkowicie słusznie – o wykorzystywanie ważnych idei w celu budowania osobistego wizerunku. Można zapytać też, czy pilotażowe badanie organizacji, która bądź co bądź nie jest niezależna (w przeciwieństwie do wiodących stowarzyszeń ekologicznych), ale związana ze światem mediów, nie jest także pójściem za modą. Marcin Łunkiewicz zauważa: – W tej chwili promowanie jakichś ekologicznych zachowań jest modą, próbą promowania projektów, twórców bądź producentów danego projektu, ale w przyszłości może się to zmienić. Natomiast brutalna rzeczywistość jest taka, że jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze. Jeśli się okaże, że stosowanie technik ekologicznych jest tańsze, to oczywiście wszyscy przejdą do ich użytkowania. Być może przekształci się to w coś rzeczywiście ekologicznego, w takim sensie, że zostanie to wprowadzone na skalę globalną, a nie skończy się tylko na jednej produkcji, która globalnej ekologii nie zmieni.
Bez względu na motywację przedsięwzięcie można ocenić pozytywnie. Projekt ten pokazał, że nie ma takiej dziedziny, w której nie dałoby się zastosować działań mających na celu ochronę środowiska, jednocześnie propagując wzorzec ekologicznego stylu życia.
Warto zadać pytanie, na ile realizacja takiego filmu byłaby możliwa w Polsce. Marcin Łunkiewicz mówi, że da się to zrobić, ale byłoby to bardzo kosztowne i trudne. Dużo zależy od aspektu ekologicznego stylu życia, który chciałoby się wykorzystać podczas realizacji filmu (przykładowo żywność ekologiczna jest najprostszym i najtańszym rozwiązaniem). Trzeba także wziąć pod uwagę różnicę między polskimi a amerykańskimi realiami: – My mamy krótszy średnio o połowę dzień zdjęciowy – nawet w ciągu dnia musimy używać światła na zewnątrz, czego Amerykanie nie muszą robić. Są oni więc z natury bardziej ekologiczni niż my, dlatego że nie używają sztucznego światła, nie używają prądu… A my musimy to robić, dlatego że mamy słabsze warunki pogodowe.
A.Koim
nazwa kategorii: Kreacje / printy
CZYTAJ TEŻ:
-
15.09.2023
Konsumenci produkują 170 kg odpadów opakowaniowych rocznie
-
04.08.2023
Porozmawiajmy szczerze o otyłości
-
12.05.2023
„Żywność w Polsce staje się coraz bardziej ekologiczna”
-
03.02.2023
Jak rozmawiać z osobą chorą na nowotwór?
-
16.01.2023
Blue Monday nie istnieje! — wyjaśnia Dorota Minta
-
02.11.2022
Jesień na talerzu. Jak jeść zdrowo i sezonowo?