Poszukując odpowiedzi na pytania na ile i w jaki sposób współczesna młodzież i jej problemy są reprezentowane w kinie, Karolina Giedryś-Majkut sprawdziła co na ten temat myślą twórcy w podobnym wieku. Do rozmowy zaprosiła Annę Jakubowską – tegoroczną zwyciężczyni konkursu “Nakręć się” realizowanego w projekcie Filmoteka Szkolna. Akcja!
Karolina Giedrys-Majkut: Najpierw zapytam o ten film. Kim są Twoje bohaterki, skąd wziął się pomysł na film i jakie były kulisy jego powstania?
Anna Jakubowska: Wszystko zaczęło się, kiedy poszłam do mojej nowej szkoły. Była spełnieniem moich marzeń, bo bardzo dużo o niej słyszałam, jednak ponieważ nie pochodzę z miasta, gdzie teraz mieszkam i gdzie się uczę, wszystkie te opinie pochodziły od nieznanych mi osób; z forów internetowych, z rankingów. Gdy zaczęłam się tam uczyć, okazało się, że rzeczywistość nie jest tak kolorowa. Wysoki poziom szkoły wynika nie z tego, jak prowadzona jest tam nauka, tylko z tego, że zebrali się tam ludzie ambitni. Zaś stosunek nauczycieli do nas jest nie do końca pozytywny i często w ich komunikacji pojawiają się przytyki pod naszym adresem, dotyczące naszej wiedzy, naszego wyglądu, naszej płci. Drobne żarty, które jednak powtarzają się, tworząc jeden spójny przekaz, który niejedną osobę doprowadziły do łez o treści „nic nie wiesz, nic nie osiągniesz, jesteś osobą płytką i bezmyślną”.
Na początku myślałam, że jest to tylko mój problem, ale gdy zaczęłam lepiej poznawać swoje środowisko, okazało się, że osób podobnie myślących jest więcej. Zdarzają się osoby, które korzystają z porad psychologa, lub biorą leki, bo nie radzą sobie z tym, że jest im zdecydowanie ciężej niż w poprzedniej szkole, że ich wartość jest podważana. Postanowiłam coś z tym zrobić. Poszukałam osób, które nie będą się obawiać opowiedzieć o tym problemie publicznie i znalazłam je we własnej klasie. Renata, Edyta i Weronika zgodziły się opowiedzieć o tym co czują, jak ta szkoła na nie wpłynęła. To był dobry pomysł. Choć w żaden sposób nie sugerowałam dziewczynom odpowiedzi, mówiły, co myślę. Uważam, że ktoś powinien wysłuchać moje bohaterki. Szeptanie po kątach nie daje żadnych wymiernych efektów, film natomiast ma drugie życie.
Tak, ten film jest ważny dla wielu osób. Nauczyciele w naszym projekcie oglądają go wraz ze swoimi uczniami na lekcjach. Joanna Dębowska-Kępczyk, opiekunka szkolnego klubu filmowego z Mińska Mazowieckiego, stwierdziła na swoim blogu: Jeśli choć jednego nauczyciela, nawet uczącego w zwykłej szkole, która nie wychowuje legionu olimpijczyków, ten film zachęci – tak jak mnie – do zrobienia małego rachunku sumienia, to znaczy, że Ola osiągnęła swój cel. Domyślam się, że w Twojej szkole odbił się jeszcze szerszym echem? Jak wyglądał jego odbiór?
Oczywiście bałam się reakcji na “Grupę nieróbstwa” w mojej szkole, ponieważ jest w jakiejś mierze głosem przeciwko konkretnym nauczycielom. To da się wyczuć. Inni nauczyciele dali mi jednak wsparcie. Od kilku z nich otrzymałam informację, że ta szkoła potrzebowała takiego filmu, że ktoś wreszcie powinien był o tej sytuacji opowiedzieć. Słyszałam, że dyrektor mojej szkoły chciał ten film oglądać na Radzie Pedagogicznej. Na razie to się nie wydarzyło, ale są takie plany.
Poza tym, trafiają do mnie komentarze od ludzi z innych szkół, typu: „to jest film o mojej szkole”. Z jednej strony to miłe, z drugiej trochę przerażające. Zrozumiałam, że to problem większości szkół, które uważają się za dobre.
Podsumowując, udało Ci się nakręcić film, który wiele osób odbiera osobiście. Czy często zdarza Ci się znaleźć w kinie historię, która w podobny sposób do ciebie trafia? Gdzie pojawia się bohater, lub bohaterka, z którą możesz się identyfikować?
Rzadko się zdarza, że widzę w kinie historię o kimś, kto mógłby być mną. Jeśli już, to nie są to typowe filmy kinowe. Ostatnio wrażenie na mnie zrobiły gdyńskie krótkometrażówki, na jakie natrafiłam w Ale Kino, czy w TVP Kultura. W tych filmach rzeczywiście jestem w stanie zobaczyć ludzi, których problemy wydają mi się bliskie.
Natomiast mainstreamowe kino dla młodzieży bardziej skupia się na dostarczaniu rozrywki. Poważne tematy pojawiają się zazwyczaj w filmach dla starszych widzów, zaś młodość wciąż kojarzona jest w kinie ze swobodą i radością. Wyczuwam w tym podejściu pewnego rodzaju zbywanie naszych problemów, tak jakby twórcy twierdzili: „jesteś młody, zdrowy i za 10 lat te problemy będą ci się wydawać niczym”. Słabe pocieszenie dla kogoś, kto teraz znajduje się w trudnej sytuacji i kogo nikt nie chce słuchać, bo jest tylko dzieckiem.
Czasem też chyba też tak jest, że nawet w sytuacji, kiedy dorośli pokazują młodych, chcą rozmawiać o ich problemach albo wyrażać ich poglądy, choćby tylko po to, by pozyskać ich jako widzów, to temu obrazowi brakuje autentyczności. To oczywiście bolączka bardzo wielu filmów o wielu grupach społecznych, ale wydaje mi się, że w przypadku filmów prezentujących młodszych bohaterów widać to szczególnie wyraźnie.
Absolutnie się z tym zgadzam. Widać to chociażby w paradokumentach, takich jak „Szkoła”, czy „Pierwsza klasa”, gdzie dorosły pogląd na to, jaka jest młodzież, szczególnie odbiega od rzeczywistości. Moim zdaniem to jest jakaś dziwna wizja, która chyba do nikogo nie przemawia. Być może jest to z założenia prześmiewczy obraz, w takim przypadku twórcom udało się odnieść sukces. Nie jest to na pewno udana próba pokazania świata młodzieży.
Czy uważasz, że takich ciekawych i autentycznych młodych bohaterów brakuje? Być może młodzi widzowie nie odczuwają tęsknoty za podobnymi sobie rówieśnikami na ekranie? Może czują, że ci którzy są – awanturnicy wyposażeni w super moce, albo po prostu skomplikowani, intrygujący bohaterowie dorośli – im wystarczają.
Moim zdaniem, brakuje. Na pewno w moim wieku przy pewnej dojrzałości, można się zidentyfikować z bohaterem dwudziesto-, trzydziesto-, czterdziestoletnim, stwierdzić, że mamy podobne dylematy. Ale myślę, że gdyby ten sam bohater był młodszy, ta identyfikacja byłaby głębsza. Mam wrażenie, że problemem jest to, jak przekonać młodego widza, że kino o nim może być fajne. Panuje takie przeświadczenie, że o ludziach w młodym wieku nic ciekawego nie można nakręcić i dlatego 14-latkowie chcą oglądać 16-latków, bo nawet nie wiedzą, jak wiele intrygujących rzeczy można powiedzieć o nich samych. To wielka szkoda, bo myślę, że takie filmy mogłyby pomagać, pokazując sposoby na rozwiązanie jakiegoś problemu albo chociaż to, że się nie jest samemu w danej sytuacji, że inni też jej doświadczają. Obserwowanie osoby, która ma 40 lat i podobny problem już tak nie zadziała.
Dystrybutorzy marudzą, że na razie nie ma jeszcze rynku na takie filmy. “Lady Bird”, który wszedł na ekrany naszych kin 2 marca, prezentuje świetną, niesztampową młodą bohaterkę, borykającą się z trudami dojrzewania. Bardzo dobre recenzje, 5 nominacji do Oscara, fantastyczna Saoirse Ronan w roli głównej, a tylko 19 tysięcy widzów w weekend otwarcia, z czego pewnie tylko część z nich to młode osoby w wieku bohaterki. Z bardziej niszowymi tytułami, którym nie towarzyszy oscarowe zamieszanie jest jeszcze gorzej. Dlaczego tak się dzieje? Przez brak przyzwyczajeń?
Tak sądzę. Te wszystkie słabe paradokumenty, albo inne mniej trafione propozycje sprawiają, że później młodsi widzowie nie ciągną do kin na filmy o nich samych. Tym bardziej, jeśli to będzie jakiś trudniejszy rodzaj filmu, np. dokument. Znam wiele filmów dokumentalnych skierowanych do młodszej widowni, a z drugiej strony mam wrażenie, że dla moich rówieśników i młodszych osób kino dokumentalne jednoznacznie się kojarzy z nudnym kinem o starych ludziach, wojnie albo o życiu w PRL-u. Kiedy słyszą o dokumencie, to zakładają, że to spotkanie z kolejną nudną gadającą głową i że nawet nie ma co do tego sięgać. Mimo wszystko jednak uważam, że twórcy, zwłaszcza uznani, powinni robić filmy o młodych bohaterach, skoro wiedzą, jak to zrobić dobrze. Dzięki temu może powstać ciekawe kino, także dla starszych.
A może nastolatkowie sami powinni kręcić filmy o swoim życiu, tak jak Ty to robisz? Powiedz, na czym polega tajemnica Twojego sukcesu? W jaki sposób udało Ci się dojść do takiej sprawności technicznej?
Wierzę w metodę prób i błędów. Sama tak się uczyłam. Pierwszy film zrobiłam telefonem komórkowym. Potem ciągle uczyłam się na bazie informacji znalezionych w internecie. Nie miałam żadnego mentora, nauczyciela, który pokazałby mi, co i jak. A że informacje znalezione w internecie były ze sobą sprzeczne, popełniałam dużo błedów. To jest moim zdaniem podstawa. Dopóki nie zrobi się kilku złych produkcji – tak złych, że aż samemu nie chce się ich oglądać – to tak naprawdę nie wiemy, co i jak poprawiać. Dlatego na początku dobrze jest skupić się na małych fragmentach pracy nad filmem: pojedynczych ujęciach, scenach, krótkich etiudach, może jakiś niemej produkcji, scenariuszu krótkiej historii. Jeśli od razu zaczniemy od wielkiego pomysłu i nadziei, łatwo o rozczarowanie. Pracując krok po kroku na małych wycinkach, możemy wyłapać, jakie błędy popełniamy i uczyć się ich unikać.
Jak widzisz rolę nauczycieli, edukatorów filmowych? Jak mają wspierać te pierwsze filmowe próby?
Dobrze by było, gdyby więcej nauczycieli miało wiedzę filmową. Mam wrażenie, że coraz więcej moich rówieśników sięga po kamerę, ale nie mają się do kogo zwrócić po pomoc. Kiedy już taki nauczyciel się znajdzie i zaczyna pracować z młodzieżą, wydaje mi się niezwykle ważne, by nie wyręczał uczniów, tylko był ich mentorem. Pozwalał im próbować, popełniać błędy i uczyć się na nich, proponować własne tematy. Bardzo często się zdarza, że w grupach, lub kołach filmowych przychodzi nauczyciel i rzuca temat. Ja zaś myślę, że żeby film wyszedł, trzeba do tematu podchodzić z pasją. Młodzi filmowcy muszą kochać swój pomysł, zanim go znienawidzą na trudnych etapach produkcji. Kochać go i czuć, że dotyczy jakiejś bliskiej im sprawy. Dotyczy ich samych. Tak to widzę.
Dziękuję za rozmowę!
nazwa kategorii: Kreacje / printy
CZYTAJ TEŻ:
-
15.09.2023
Konsumenci produkują 170 kg odpadów opakowaniowych rocznie
-
04.08.2023
Porozmawiajmy szczerze o otyłości
-
12.05.2023
„Żywność w Polsce staje się coraz bardziej ekologiczna”
-
03.02.2023
Jak rozmawiać z osobą chorą na nowotwór?
-
16.01.2023
Blue Monday nie istnieje! — wyjaśnia Dorota Minta
-
02.11.2022
Jesień na talerzu. Jak jeść zdrowo i sezonowo?