Warszawą nie trzeba się zachwycać, wystarczy założyć dres i szybko ją przebiec, skacząc z budynków i przeskakując Wisłę. Taki sposób przedstawienia stolicy jako Miasta Gospodarza na potrzeby Mistrzostw Europy okazał się być niezgodny nie tylko z prawami fizyki, ale także z oczekiwaniami Polaków i… poczuciem dobrego smaku.
Mowa rzecz jasna o filmie, w którym obcokrajowiec goni blond-Warszawiankę, robiąc salta i uprawiając coś a’la parkour, o czym szerzej można przeczytać tutaj. Warto przypomnieć, że materiał przygotowany został podczas sześciu dni zdjęciowych przy zaangażowaniu stu osób i pięćdziesięciu odtwórców. Jak udało się dowiedzieć „Gazecie Wyborczej”, scenariusz spotu został zakupiony na wolnym rynku (koszt: 20 tysięcy zł). Następnie ogłoszono przetarg na realizację (koszt: 505 tysięcy zł). Za produkcję odpowiada Telewizyjne Profesjonalne Studio Sp. z o. o., a za reżyserię – Mariusz Palej, twórca m.in. spotu kampanii społecznej „Łza nie ugasi pożaru”.
Wideo promujące stolicę spotkało się z falą krytyki zarówno ze strony przeciętnych odbiorców (cytując jeden z najbardziej subtelnych komentarzy na YouTube: „Film bez składu i ładu, początek nudny, nic nie kojarzy się z piłką nożną poza pustym stadionem(…)”), jak i mediów, o czym świadczy tytuł opisującego spot artykułu „Gazety Wyborczej”, który brzmiał dość złowrogo – „Zboczeniec na ulicach Warszawy?”. Co więcej, w ankiecie przeprowadzonej na stronach TVN Warszawa jako „fatalny” spot określiło niemal 80% internautów. Tego, jak wygląda i jakie reakcje wywołał efekt końcowy prac nie chciał skomentować twórca scenariusza, Maciej Pisarek.
Wprawdzie film został przygotowany jako promocja stolicy na imprezie sportowej, wydaje się jednak promocją tylko i wyłącznie sportu (część odbiorców widzi w nim reklamę butów do biegania lub dezodorantu), bowiem Warszawy widać tam niewiele. Niektórzy odbiorcy nie widzą w nim nawet aktywnego trybu życia, doszukując się w głównej bohaterce ofiary uciekającej przed napastnikiem – zboczeńcem i gwałcicielem. Podtekstu erotycznego w filmie zupełnie nie widzi ratusz. Dyrektor miejskiego biura promocji, Katarzyna Ratajczyk, w rozmowie z TVN Warszawa uznała komentarze internautów za złośliwe, argumentując, że film jest „po prostu o stolicy”. Z tym zgodzą się zapewne tylko ci, którzy dotrwali tylko do 10 sekundy, bowiem pierwsze kadry rzeczywiście na to wskazują, jednak kolejne rozwiewają wszelkie wątpliwości.
Warto też zauważyć, że w filmie bardzo wyraźnie pojawia się logo jednego z warszawskich lokali oraz hotelu. Żadna z firm nie zapłaciła miastu za obecność w spocie, a koszt takiego product placementu należy szacować na kilkadziesiąt tysięcy złotych. Katarzyna Ratajczak w wypowiedzi dla 3 Programu Polskiego Radia (7 grudnia 2011r.) stwierdziła, że „obiekty zostały wybrane ze względu na architekturę, nie ma logo”. Trudno jednak uwierzyć, że Plac Trzech Krzyży jest tak ubogi w poprawną choćby architekturę, że zdecydowano się pokazać szyld restauracji.
Jakby tego było mało, poza dostrzeganymi przez internautów analogiami do fabuły kiepskiej produkcji o charakterze pornograficznym, filmowi zarzuca się niezbyt udany plagiat świetnego spotu promującego Londyn jako kandydata do tytułu Gospodarza Igrzysk Letnich w 2012 roku czy dynamicznej, opartej na podobnym koncepcie reklamy Fujitsu „Accept No Boundaries”. Co więcej, „Warszawa 2012” jeszcze przed wypromowaniem spotu zagranicą doczekała się już wielu polskich parodii, m.in. odwołującej się do kultowego „Milczenia owiec” i Benny Hilla. Strach pomyśleć, jakie reakcje wywoła poza granicami kraju.
Na otarcie łez mamy także dwie nieco pocieszające wiadomości. Po pierwsze, Polska promowana będzie w Europie także innymi filmami, m.in. serią spotów Polskiej Organizacji Turystycznej „Move Your Imagination”, w tym radosnym „Feel invited” i bardziej udanym od oficjalnego spotem o Warszawie.
Co więcej, nie tylko Polska ma problemy z promującym stolicę wideo. Dowodem na to jest spot reklamujący Kijów, będący jedynie zestawem krótkich prezentacji poszczególnych atrakcji turystycznych miasta. Jakość filmu pozostawia wiele do życzenia, a jeden z internautów porównał ją do nagrań z niskobudżetowego wesela. Z drugiej natomiast strony, warto zastanowić się, która jakość powinna w tym przypadku być ważniejsza – ta odnosząca się do treści, czy ta, która dotyczy sposobu realizacji filmu. Zdaje się, że naprawdę kiepska historia opowiedziana przy pomocy ładnej oprawy nie zyska na wartości i wciąż pozostanie niewartą uwagi. Twórcy „Warszawy 2012” najwyraźniej o tym zapomnieli.
E. Janota
nazwa kategorii: Wydarzenia
CZYTAJ TEŻ:
-
06.04.2022
Używane auto elektryczne — czy to dobry pomysł?
-
25.02.2022
Jak rozmawiać z dziećmi o wojnie? – tłumaczy Agnieszka Aksamit-Oknińska
-
18.02.2022
Osiem pytań o wolontariat pracowniczy
-
12.01.2022
Nie ma zdrowej diety dziecka bez zdrowej diety rodzica
-
31.12.2021
Najważniejsze narzędzia do ograniczenia skutków pandemii wszyscy mamy pod ręką
-
17.12.2021
Mała zmiana na talerzu to duża zmiana dla planety