Poznańscy notable nie mają z anarchistami łatwego życia. Ci ostatni demonstrują, rozwieszają plakaty, „zajmują” billboardy, organizują happeningi i ostro wypunktowują ich błędy oraz grzechy. Boli, bo często celnie, kontrowersyjnie, bywa że na granicy dobrego smaku. Nie inaczej jest tym razem – w niedzielę Polskę obiegła informacja o „powieszeniu” poznańskich elit na Starym Rynku.
We Francji z wielką pompą odbywała się właśnie wojskowa parada z okazji narodowego święta upamiętniającego Wielką Rewolucję Francuską w rocznicę zdobycia Bastylii. Tymczasem na poznańskiej starówce rozbrzmiała Marsylianka. Anarchiści na budynku squatu mieszczącego się tuż przy Starym Rynku, wywiesili 5 dużych bannerów reklamowych przedstawiających osoby z poznańskiej „elity”.
Twarze zostały przekreślone, a pod podpisami, rozwiewającymi wątpliwości do kogo należą, znalazło się zdanie omówienia za jakie przewinienie zostali „powieszeni”. Na banner trafili: Ryszard Grobelny (prezydent miasta), Mirosław Kruszyński (wiceprezydent), Andrzej Borowiak (rzecznik prasowy poznańskiej policji), Piotr Florek (wojewoda wielkopolski) oraz Stanisław Gądecki (arcybiskup poznański).
Akcja Federacji Anarchistycznej wzbudza aktualnie olbrzymie kontrowersje w Poznaniu. Wywołani do tablicy notable bronią się na łamach mediów i odrzucają wszelkie zarzuty stawiane przez anarchistów. Prezydent Ryszard Grobelny, który ich zdaniem „sprzeniewierzył publiczne pieniądze”, odniósł się do niej w swoim Dzienniku Prezydenckim: Tysiące poznaniaków uczestniczy w tym dialogu, zgłaszając własne pomysły, proponując własne rozwiązania, konstruktywnie krytykując i analizując pracę Urzędu Miasta Poznania. Anarchiści w tym dialogu jakoś nie są za bardzo widoczni. Nie mają nic merytorycznego do powiedzenia.
„Nie mają chleba? Niech jedzą ciastka!” – do tego słynnego zdania, które miała wypowiedzieć Maria Antonina jeden z anarchistycznych działaczy porównał wypowiedź prezydenta. Stanisław Krastowicz pisze: „Nie mają żłobków? Dajcie im budżet obywatelski!”, „Nie mają mieszkań? Dajcie im konsultacje!” -w tych dwóch parafrazach streścić można wystąpienie prezydenta, który pomimo licznych pikiet, happeningów, akcji bezpośrednich, a nawet strajku pracownic żłobków, nie dostrzega problemów innych niż to, że jego podobizna została „powieszona” na ścianie przy Starym Rynku.
Poznańska Federacja Anarchistyczna nie pierwszy raz trafia na łamy ogólnopolskich mediów za sprawą prowadzonych przez siebie projektów zaangażowanych. W grudniu 2010 pisaliśmy o plakacie, który porównywał kontenery socjalne, do których są eksmitowane są osoby niepłacące czynszu, do obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu. Rok później naszą uwagę zwróciła partyzancka akcja anarchistycznej Grupy Manufaktura. Tuż przed wyborami prezydenckimi, Poznań zszokował widok penisa podnoszącego się do wzwodu, który jak głosiło hasło niczym „demokracja obywatelska budzi się raz na cztery lata”.
‘Reakcje łatwe do przewidzenia’
Media i tym razem podłapały temat analizując formę, a czasami i treść akcji. Jakie było przesłanie kampanii? To krytyka elit Poznania, za którą stoi negacja elit jako takich – napisał przedstawiciel FA. Krytyka polityki rozumianej jako narzędzie niszczenia życia tych, którzy posiadają najgorszą pozycję społeczną. Żeby dostać się do grona elity trzeba wykorzystywać innych a najłatwiej wykorzystuje się najgorzej usytuowane grupy społeczne, dlatego walka z elitami jest nieodłącznym elementem życia wywłaszczonych, podporządkowanych, pracujących i bezrobotnych. Akcję należy więc odczytywać w kategoriach codziennej walki z elitami prowadzonej przez miliony ludzi w tym kraju – to jeden z jej przejawów.
Konwencja wydarzenia miała odwoływać się do tradycji oporu społecznego i powstała w toku kolejnych spotkań w formie kolektywnej dyskusji. Poznańscy anarchiści są zadowoleni z efektów akcji i nie martwi ich, że część mediów skupiła się prawie wyłącznie na kontrowersyjnej formie. Piszą: Taki kształt przekazu medialnego był do przewidzenia. Do przewidzenia również było spore zainteresowanie akcją mieszkańców miasta jak i spora aprobata z ich strony czy spore zainteresowanie mediów. Działanie nie przeszło bez echa i pokazało, że nawet grupy, które nie posiadają rozwiniętych zasobów finansowych bądź wpływów politycznych są w stanie przebić się ze swoim głosem protestu.
‘Przekonuje, ale już przekonanych’, ‘rewolucyjne tło pasuje, ale może zniechęcać’
Zdaniem dr Bartłomieja Biskupa, eksperta w dziedzinie marketingu politycznego, akcja poznańskich anarchistów przekona raczej już przekonanych. Zwrócenie uwagi na konkretne osoby kojarzone z władzą i obarczenie ich za coś odpowiedzialnością, z pewnością nie jest dla ich wizerunku korzystne. Jeżeli jest ruch, który wywiesza ich twarze oraz oskarża ich o coś, to część obywateli może utwierdzić się w swoich postawach. Są to szczególnie ci, którzy niespecjalnie interesują się polityką, ale mają ogólne wrażenie, że jest źle i to władza właśnie jest winna ich nieszczęściu np. małym zarobkom – twierdzi ekspert.
Jak ocenia, osadzenie akcji w historycznym tle Rewolucji Francuskiej dobrze wpisuje się w retorykę i postulaty ruchu anarchistycznego, ale dla większości odbiorców, pozostanie jedynie kreatywnym tłem, bez większego znaczenia symbolicznego. Poziom edukacji obniża się w polskich szkołach, warto więc zadać pytanie, czy poza specjalistami, pozostali ludzie kojarzą coś więcej niż zdobycie Bastylii, krwawe rzezie i eliminację politycznych konkurentów. Dla osób o pacyfistycznych poglądach są to skojarzenia negatywne – dzisiaj mamy inne czasy, a zmiany dokonuje się demokratycznymi metodami – mówi dr Biskup.
‘Słabe copy’, ‘odrealniony cynizm’
Na krwawe skojarzenia zawraca również uwagę Sławomir Wojtkowski, dyrektor Warszawskiej Szkoły Reklamy. Happening poznański ma słaby copywriting. Bardzo źle brzmi hasło „wieszanie elit”, szczególnie w kontekście rocznicy Rewolucji Francuskiej i Marsylianki, które przywołują dość jednoznaczne skojarzenia z mordowaniem ludzi. Ta dwuznaczność sformułowania „wieszanie elit” (ich wizerunków na ścianie kamienicy i ich osobiście na szubienicy) to miał być żart? Powiedzmy sobie otwarcie, że raczej straszny czy smutny niż śmieszny – mówi ekspert.
Zauważa również, że ostry język akcji uniemożliwia potraktowanie jej na poważnie. Zarzuty w stosunku do postaci poznańskiej elity rządzącej miastem są raczej ogólnikowe, mało precyzyjne – ocenia Sławomir Wojtkowski. Trudno byłoby je udowodnić przed sądem. Niektóre po bliższym przyjrzeniu się sytuacji (np. biskupa Gądeckiego) wydają się być jawnie niesprawiedliwe. Język, w którym sformułowano zarzuty jest ironiczny, cyniczny, złośliwy, miejscami odrealniony i surrealistyczny, co sprawia, że odbiorcy mogą zastanawiać się czy akcja jest prowadzona na serio czy to raczej zabawa w prowokację. Spodziewałbym się mocniejszych, bardziej konkretnych i racjonalnych uzasadnień haseł z plakatów niż te zaprezentowane na „liście zarzutów”.
Granica przekroczona, ale …
Dla eksperta najważniejszą jednak kwestią w omawianiu tej akcji jest etyczność działań. Im poważniejszy zarzut, tym bardziej trzeba być przygotowanym na jego udowodnienie. Poważne przewinienia wymagają poważnego potraktowania, a nie na wpół legalnej prowokacji czy średniej jakości happeningu – mówi Sławomir Wojtkowski. Jednak politycy i inni luminarze życia publicznego nie mają prawa spodziewać się ochrony przed (czasami niesprawiedliwą i przerysowaną) krytyką w takim samym stopniu jak zwykli obywatele. Nie podoba mi się poznańska akcja, ale procesy wytaczane organizatorom o zniesławienie uznałbym za przesadę. Prawdopodobnie nawet rosyjscy politycy nie pozwoliliby sobie na to.
Ta akcja jest na granicy etycznej, nieco ją nawet przekracza, bo budzi negatywne skojarzenia – ocenia dr Bartłomiej Biskup. Ruchy skrajne słyną właśnie z przekraczania granic, często to ich jedyny oręż, ponieważ nie potrafią wykrzesać z siebie komunikatu pozytywnego. Są w tym względzie traktowane z pewnym pobłażaniem – mniej boimy się jako społeczeństwo, gdy tak kontrowersyjną akcję robi ruch, który liczy jedynie kilkaset czy kilka tysięcy członków. Gdyby podobna inicjatywa została zorganizowana przez partię polityczną, która ma poparcie nawet 5% społeczeństwa, to bilibyśmy na alarm – ocenia.
Złoty Lew za wyśmianie polityków
To co wielu oburza w akcji poznańskich anarchistów, to wykorzystanie wizerunku polityka i frontalny publiczny atak, ośmieszenie. Zarówno w marketingu politycznym, jak i społecznym nie jest to jednak nic niezwykłego. Na tegorocznym Międzynarodowym Festiwalu Reklamy w Cannes Złotego Lwa otrzymała rosyjska kampania, w której karykatury miejskich włodarzy zostały wymalowane na ulicach w miejscu gigantycznych dziur w nawierzchni. Akcja miała zmusić polityków do zajęcia się stanem dróg.
Zdaniem Sławomira Wojtkowskiego z Warszawskiej Szkoły Reklamy, poznańskiej akcji brakuje lekkości, dobrej strategii i jasnego celu. Podczas gdy rosyjskie graffiti opatrzone były prawdziwymi cytatami polityków, to anarchiści całkowicie potępili elity, zamykając tym samym możliwość pozytywnej reakcji. Rosyjskie działania ukierunkowane były na wywołanie konkretnej reakcji, która – wprawdzie z opóźnieniem – jednak miała miejsce. Politycy mieli tu szansę się bronić, mogli działać – mówi ekspert.
W całkiem niewybredny sposób z polityków żartują sobie również największe, międzynarodowe organizacje pozarządowe, takie jak Greenpeace, czy Amnesty International. Naszą uwagę zwróciły kampanie, w których postarzeni premierowie i prezydenci przepraszają za swoje błędy, czy wmanewrowani są w niedwuznaczne sytuacje.
Marcin Świejkowski
Film pochodzi ze strony www.rozbrat.org
nazwa kategorii: Kreacje / printy
CZYTAJ TEŻ:
-
15.09.2023
Konsumenci produkują 170 kg odpadów opakowaniowych rocznie
-
04.08.2023
Porozmawiajmy szczerze o otyłości
-
12.05.2023
„Żywność w Polsce staje się coraz bardziej ekologiczna”
-
03.02.2023
Jak rozmawiać z osobą chorą na nowotwór?
-
16.01.2023
Blue Monday nie istnieje! — wyjaśnia Dorota Minta
-
02.11.2022
Jesień na talerzu. Jak jeść zdrowo i sezonowo?