Niewielkie sklepy z szyldami pozbawionymi skojarzeń z sieciami marketów, zaopatrzone w różnorodne towary – od żelazek poprzez ubrania do książek – są domeną przede wszystkim krajów anglosaskich. Mowa o tzw. charity shops (w USA funkcjonujących pod nazwą thrift shops, w Australii op shops), czyli „sklepach charytatywnych” prowadzonych przez organizacje pozarządowe.
Ich początki sięgają XIX wieku, kiedy to Armia Zbawienia w Wielkiej Brytanii zaczęła prowadzić sklepy z odzieżą używaną, skierowane do mniej zamożnych mieszkańców miast. Pierwsze charity shops w obecnym rozumieniu tego słowa zaczęła prowadzić pod koniec lat 50. organizacja Oxfam. Początkowo celem jej działań była pomoc znajdującej się pod okupacją hitlerowską Grecji, obecnie zajmuje się walką z głodem na świecie i pomocą rozwojową. Posiada około 15.000 sklepów na całym świecie, z czego 750 w Zjednoczonym Królestwie. W samej kolebce sklepów charytatywnych działa ich ponad 9500 (ciekawym z polskiego punktu widzenia przykładem jest londyński sklep polonijnej fundacji Medical Aid for Poland, która dochód przeznacza na sprzęt medyczny dla rodaków w kraju).
W Polsce takich miejsc jest niewiele. Na początku roku warszawskie media obiegła wiadomość o otwarciu rzekomo pierwszego w stolicy charity shop, prowadzonego przez Stowarzyszenie Emmaus. Mieszczące się na Pradze Sklepowisko uprzedził jednak sklep Fundacji Sue Ryder, działający od 1992 roku – najpierw na Marszałkowskiej, obecnie przy ulicy Bagatela. Sue Ryder prowadzi jeszcze jeden sklep w Bydgoszczy. Sklepów Emmaus jest kilka, istnieje także możliwość robienia zakupów online.
Wszystkie rzeczy sprzedawane w sklepach obu organizacji pochodzą z darów. Sklep Sue Ryder ma już grupę wiernych klientów, a właściwie klientek – według kierowniczki sklepu, kupują w nim głównie starsze panie. One także przede wszystkim pracują jako wolontariuszki – sprzedawczynie, choć dyżury w sklepie zdarza się pełnić także młodszym dziewczynom. Informacja o istnieniu miejsca, gdzie można dokonać zakupów za symboliczne pieniądze bądź przekazać niepotrzebne już rzeczy rozchodzi się pocztą pantoflową. – Organizujemy także aukcje charytatywne, na których licytowane są podarowane nam obrazy – opowiada kierowniczka sklepu. Dochód przeznaczany jest na utrzymanie Domów Sue Ryder, wśród których znajdują się hospicja, domy pomocy społecznej, szpitale i zakłady opiekuńczo-lecznicze. Sklepowisko Emmaus również nie narzeka na brak klientów i towaru – po kilku medialnych publikacjach rzeczy ledwo mieszczą się w magazynie. Jak mówi prowadząca praski lokal Iwona Malicka, niekiedy ludzie z dumą przynoszą rodzinne pamiątki czy inne przedmioty mające dla nich znaczenie sentymentalne, których stan nie pozwala na dopuszczenie ich do sprzedaży. To trudne sytuacje, wymagające taktu i delikatności. Część rzeczy zniszczonych (lub, jak w sklepie Sue Ryder, niesprzedanych przez pewien czas) charity shops przekazują np. noclegowniom czy schroniskom dla zwierząt. Największą popularnością w obu sklepach cieszą się ubrania oraz książki.
Pracujący na ulicy Grajewskiej na razie nie otrzymują wynagrodzenia. Są to osoby zagrożone wykluczeniem społecznym; wykonywana praca ma być formą terapii i aktywizacji. Gdy sytuacja finansowa placówki na to pozwoli, będą otrzymywać pensje, które mają pomóc im stanąć na nogi. –Zdarzyło nam się też, że przyszła do nas osoba szukając pracy, jednak klimat jej się spodobał i w końcu została z nami jako wolontariusz – opowiada Malicka. Zdaniem szefowej Sklepowiska, to właśnie klimat miejsca w dużej mierze przyciąga ludzi do sklepu. Swoją rolę odgrywają także niskie ceny oraz chęć wsparcia organizacji – bywa, że klienci z własnej inicjatywy płacą więcej, niż wynosi ustalona przez sprzedawców cena. Mają możliwość znalezienia czegoś niepowtarzalnego, a korzystając z używanych rzeczy w mniejszym stopniu szkodzą środowisku.
W brytyjskich sklepach charytatywnych również sprzedaje się rzeczy używane, aczkolwiek niektóre większe organizacje wprowadzają do obrotu nowe produkty, np. artykuły fair trade. Placówki działają głównie dzięki wolontariuszom, choć obecność płatnego personelu również nie jest rzadkością. Sklepy w Zjednoczonym Królestwie korzystają ze zwolnienia z podatku dochodowego oraz z minimum 80% ulg podatkowych od własności ruchomości. Pozostałe 20% leży w gestii lokalnego samorządu. Emmaus i Sue Ryder sprzedając przedmioty pochodzące z darowizn wykorzystują możliwość prowadzenia odpłatnej działalności statutowej. Działalność odpłatna, w przeciwieństwie do działalności gospodarczej (którą organizacje także mogą prowadzić), nie wymaga wpisu do rejestru przedsiębiorców, a do jej prowadzenia można angażować wolontariuszy.
Dlaczego ta forma finansowania organizacji pozarządowych jest w Polsce rzadkością? Zdaniem Aleksandry Muzińskiej z portalu ekonomiaspoleczna.pl problemem mogą być kwestie wizerunkowe. – W Wielkiej Brytanii charity shops to całe sieci sklepów prowadzone przez powszechnie uznane i szanowane organizacje, które dają sklepom markę i pewną gwarancję jakości. Jestem przekonana, że większość klientów w Wielkiej Brytanii nie przywiązuje wagi do tego, że ich pieniądze przeznaczane są na cel społeczny. Chcą po prostu kupić dobry ciuch, czy elegancką rzecz do wystroju mieszkania. Świadczy o tym chociażby powszechne utożsamianie charity shops z lumpeksami, w których można się świetnie ubrać. W Polsce jest odwrotnie. Kiedy otwiera się taki sklep, przekaz medialny skoncentrowany jest na jego cel społeczny, czy zatrudnienie osób niepełnosprawnych, ale – jakkolwiek brutalnie to zabrzmi – klientów to zazwyczaj odstrasza, a sam projekt potwornie stygmatyzuje.
Muzińska zwraca także uwagę na problem niechęci większości organizacji pozarządowych do prowadzenia działalności ekonomicznej w ogóle. – Z odpłatnej działalności statutowej korzysta tylko co dziesiąta organizacja pozarządowa w Polsce, a działalność gospodarczą prowadzi co dwudziesta. Wiele z nich nie może sobie na to pozwolić z powodu braku dobrej kadry menadżerskiej, która przygotuje i poprowadzi taki projekt. Ponadto polskie NGO mają jeszcze dostęp do środków unijnych i innych programów grantowych, których obcięcie zmusiło brytyjskie organizacje do ekonomizacji i samowystarczalności.
Być może zatem za jakiś czas na polskich ulicach pojawi się więcej sklepów sygnowanych markami znanych i mniej znanych pozarządówek, a one same zaczną poszukiwać kolejnych sposobów finansowania, co w konsekwencji wpłynie na ich uniezależnienie od państwa. W jakim stopniu? To się dopiero okaże – wypracowywanie modelu współpracy międzysektorowej w Polsce jeszcze się nie zakończyło.
Aleksandra Postek
nazwa kategorii: Kreacje / printy
CZYTAJ TEŻ:
-
15.09.2023
Konsumenci produkują 170 kg odpadów opakowaniowych rocznie
-
04.08.2023
Porozmawiajmy szczerze o otyłości
-
12.05.2023
„Żywność w Polsce staje się coraz bardziej ekologiczna”
-
03.02.2023
Jak rozmawiać z osobą chorą na nowotwór?
-
16.01.2023
Blue Monday nie istnieje! — wyjaśnia Dorota Minta
-
02.11.2022
Jesień na talerzu. Jak jeść zdrowo i sezonowo?