W oczy ulicy

Gra psychologiczna, czy zwykła przejażdżka samochodem? W przypadku tej łotewskiej kampanii – jedno i to samo.

Spot "Look the road in the eye" ("Patrz w oczy ulicy") zaczyna się sceną jak z seriali detektywistycznych, gdzie w sali przesłuchań siedzi podejrzany o popełnienie jakiejś zbrodni, a naprzeciwko niego, po drugiej stronie szarego blatu, usadowił się przesłuchujący go detektyw. Jednak nie chodzi tu o zbrodnię – obie postaci mają bowiem przyczepione do ubrań plakietki – oskarżony z nazwą "driver" ("kierowca"), a detektyw – "road" ("ulica"). "Road" dla rozproszenia uwagi podejrzanego zakołysał lampą w taki sposób, aby jej migające światło dekoncentrowało go. Kolejnym przedmiotem, który nie daje spokoju podejrzanemu jest położony na blacie, w zasięgu wzroku, smartfon, który co chwilę odbiera nowe wiadomości. Dla "kierowcy" jest to pokusa nie do odparcia, zmusza go do tego,  aby co chwilę na niego spoglądał. Cała "gra" polega na tym, aby "kierowca" patrzył cały czas w oczy "ulicy" i nie rozpraszał się lampą, czy co najważniejsze – telefonem. Za każde dłuższe spojrzenie na telefon otrzymuje od "ulicy" groźne spojrzenie lub pstryczek w czoło. W pewnym momencie przesłuchiwany nie wytrzymuje i sięga po telefon, aby odpisać na wiadomości, wtedy to "ulica" zaciska pięść, bierze zamach, aby z całym impetem uderzyć w "kierowcę" i nagle sceneria zmienia się – "kierowca" jest prawdziwym kierowcą, "ulica" prawdziwą ulicą, niestety telefon też jest prawdziwy i uderzenie także. Uderzenie nie pięści jednak, a zderzenie czołowe samochodów, powodujące groźny wypadek.

Na końcu spotu hasło kampanii ujęte zostaje w piktogramowym równaniu, gdzie samochód plus telefon równa się wypadkowi samochodowemu. Tym samym twórcy kampanii nawołują do nie sięgania po telefony w czasie prowadzenia pojazdu, ponieważ grozi to poważnym wypadkiem, który zakończyć się może tragicznie.

Aleksandra Rychlicka